Mateusz Klinowski » dowiedz się więcejDziałania

Foodtrucki. Lekcja dla Wadowic

Działania

Wadowice mogą tętnić życiem i to niezależnie od pory roku oraz pogody. Dowodzą tego wizyty foodtrucków. Dzięki nim możemy zrozumieć, jak niewiele naszemu miastu brakuje, aby żyło się w nim przyjemnie. I co stanowi największy jego problem.

Przez wiele lat w Wadowicach wiało nudą. Była to kulturalna i społeczna pustynia, co władzom miasta wydawało się pasować. Skutkiem tego była ucieczka wykształconych i młodych z miasta, niska jego atrakcyjność dla turystów, wreszcie słabe wyniki gospodarcze, zwłaszcza na poziomie lokalnej przedsiębiorczości (drobny handel i usługi). Postanowiłem to zmienić.

Kluczem do zmiany sytuacji Wadowic jest podniesienie jakości życia w mieście, a co za tym idzie zwiększenie jego atrakcyjności. Plan swój realizuję w różnych, powiązanych ze sobą aspektach: promując i wspierając lokalne inicjatywy, przebudowując komunikację w mieście, porządkując przestrzeń publiczną czy walcząc o czyste powietrze. Jednocześnie cały czas staram się pokazać mieszkańcom, że miasto jest dla nich, że warto z niego korzystać i wspólnie pojawiać się w przestrzeni publicznej. Temu mają służyć organizowane przez nas imprezy: biegi, koncerty, festiwale, obchody patriotycznych rocznic, ale też Światowe Dni Młodzieży czy grille nad Skawą.

W 2017 roku po raz kolejny na wadowickim rynku zagościły sprowadzone przeze mnie foodtrucki. Wcześniej przyjechały w ramach Małopolskiego Festiwalu Smaku, były też na Reggae Moście. Ale po raz pierwszy mogliśmy obserwować je przez 3 dni w ich naturalnym otoczeniu, tj. placu w centrum miasta, gdzie były jedyną i wcale nietanią atrakcją. Ile było przy tym narzekania i dąsów internetowych komentatorów, że ani to rozrywka górnolotna, ani potrzebna w Wadowicach, gdzie barów z jedzeniem i kiosków z kebabami nie brakuje, ani na kieszeń przeciętnego wadowiczanina skrojona!

I co się okazało? Pomimo fatalnej miejscami pogody, deszczu, zimna i ciemna, chętnych na spożywanie oferowanych potraw na świeżym powietrzu nie brakowało. Więcej, niemal wszystkie wozy sprzedały wszystko, co zdołały w ciągu 3 dni wyprodukować. Jakie wnioski powinniśmy z tego wyciągnąć? Oto one.

  1. Wadowice nie są martwym miastem, w którym nie ma chętnych do spędzania czasu w centrum. Przeciwnie, mieszkańcy Wadowic to ogromny i niewykorzystany potencjał, co otwiera rynek dla nowych miejsc i  form wspólnego spędzania czasu. Nawet w formie bud na centralnym placu miasta.
  2. Wadowiczanie gotowi są płacić znacznie więcej za posiłki, niż robią to obecnie.
  3. A działający w centrum Wadowic handlowcy powinni zastanowić się, jak swoją ofertę uczynić atrakcyjną dla mieszkańców.

Na pierwszym miejscu stawiam właśnie potrzeby mieszkańców, a nie schlebianie gustom i żądaniom rozmaitym grup interesów. Zaś każdy frekwencyjny sukces foodtrucków jasno te potrzeby pokazuje. Czym szybciej będziemy wprowadzać zmiany, tym szybciej ożywimy Wadowice, na czym skorzystają mieszkańcy i przedsiębiorcy, którzy przedstawią rzeczywiście dostosowaną do potrzeb ofertę.

Tymczasem na spotkaniach poświęconych zmianom w centrum Wadowic wciąż słyszę utyskiwania handlowców, że klientów w centrum jest za mało i będzie jeszcze mniej, bo w Choczni ma powstać galeria handlowa czy market budowlany. Że nie wolno tworzyć zieleni kosztem miejsc parkingowych, że większy ruch pieszy zabije rynek, „a klienci nie dojadą”, choć przecież mają tuż obok kilka parkingów. Że busy mają setkami wjeżdżać na dziki dworzec w centrum miasta itd.

Foodtrucki podpowiadają nam jednak, skwierczeniem elektrycznych i gazowych grillów, że problemem centrum miasta nie są Wadowiczanie, zagraniczne sieci handlowe, polityka burmistrza czy Unia Europejska, ale brak odpowiedniej oferty dla lokalnego klienta. Cóż innego niż tłumy i kolejki do żarciowozów mogłoby dobitniej to pokazać?

zlot6

Przy okazji rozprawmy się z jeszcze jednym mitem. Z obecnością foodtrucków w zeszłym roku zbiegło się przecież nagłośnione, wrześniowe zamknięcie przejazdu przez rynek na potrzeby remontu gwarancyjnego. Część mieszkańców pomstowała (w internecie), część cieszyła się, że rynek wreszcie jest miejscem przyjaznym. I kto miał rację? Rynek tętnił życiem, chociaż samochody nie mogły po nim i sąsiednich ulicach jeździć. Kolejna mantra powtarzana przez lokalnych handlowców nie wytrzymała konfrontacji z rzeczywistością. 

Z punktu widzenia nauki po prostu nie jest prawdą, że zamknięcie centrum miasta dla samochodów niszczy w nim handel czy obniżając dochody z niego. Za granicą wiele zrobiono już na ten temat badań. Ale i w Krakowie przeprowadzono je na ulicach, z których wyprowadzono samochody. Wnioski? Rok później poparcie dla tego posunięcia jest zdecydowane, nie tylko po stronie klientów, ale również prowadzących działalność handlową przedsiębiorców. Dane z deklaracji podatkowych również nie wykazały spadku dochodów. Opowiadanie, że ograniczanie ruchu samochodowego w centrach miast uderza w ich gospodarkę nie ma więc żadnego przełożenia na fakty.

Możemy politykę opierać na faktach i nauce, możemy na emocjonalnym rozdzieraniu szat przez domorosłych ekspertów i internetowych komentatorów. Ja wybieram to pierwsze. I co prawda centrum Wadowic dla samochodów nie będziemy zamykać, ale na pewno będziemy je robić coraz bardziej przyjaznym dla pieszych.