Zasiadający w Radzie Miejskiej radni stają przed koniecznością podjęcia decyzji w sprawie sprzedaży mniejszościowych udziałów w spółce EKO. Mają z tym trudność, bo patrzą głównie na to, żeby nie narazić się na krytykę lokalnych hejterów. O majątku gminy zdecydują więc emocje, a nie racjonalne argumenty.
Spółka EKO została „sprywatyzowana” przez Ewę Filipiak i poprzednią Radę Miejską. Stało się tak, ponieważ ekipa rządząca miastem nie potrafiła przygotować się do zmiany przepisów i powstania nowego systemu gospodarowania odpadami. Pozyskano więc prywatnego inwestora – EMPOL z Tylmanowej, który zainwestował w gminną spółkę ponad 6 mln zł. Bez tych inwestycji spółka gminna zakończyłaby działalność.
Na wysypisku wybudowano instalację selekcjonowania odpadów, a EMPOL przejął obsługę odbioru śmieci w Wadowicach i gminach sąsiednich – wygrywając przetargi. Wysypisko zwiększyło znacząco strumień przetwarzanych odpadów, a ich selekcja przestała być fikcją. Dzisiaj EKO to prywatna spółka dająca mieszkańcom wymierną korzyść ekologiczną – selekcję, odzyskiwanie odpadów. Ponad dwukrotnie wzrosło też zatrudnienie w spółce. Wzrosły również zarobki personelu, a zarządu i rady nadzorczej mocno spadły.
Gmina Wadowice zachowała w spółce 49% udziałów, ale w kwestiach biznesowych nie ma wiele do powiedzenia, bowiem to właściciel większościowy prowadzi ten biznes – dowożąc na wysypisko odpady. Podporządkowana temu spółka kokosowych zysków Gminie nie będzie przynosić. W dodatku, w tym roku na niezłym wyniku finansowym zaciążyły wykopaliska prokuratury oraz nieuczciwy kontrahent, który nie zapłacił faktur. To spowodowało, że spółka skończyła rok na niewielkim minusie (ok. 80 tys. zł).
O tym wszystkim oraz o tym, że spółka potrzebuje środków na inwestycję w nową nieckę (około 8 mln zł) pisałem już w maju, przy okazji pierwszego spotkania radnych dotyczącego działań w EKO (przeczytaj). W mojej opinii nie ma sensu finansować rozbudowy wysypiska z pieniędzy mieszkańców, bowiem środków tych nigdy nie odzyskamy – spółka zarabia za mało i to się raczej nie zmieni. EMPOL wystąpił do Gminy Wadowice o pokrycie połowy kosztów rozbudowy wysypiska, ale w budżecie środków do tego potrzebnych (4 mln zł) nie mamy. Inwestycja w Choczni oznaczałaby dla nas, że wycofujemy się w wszelkich innych działań inwestycyjnych w Gminie, rezygnujemy z pozyskiwania środków Unijnych.
Z kolei, jeżeli spółka nie przeprowadzi rozbudowy, wysypisko zostanie zamknięte. Będzie to oznaczało, że de facto tracimy majątek zamrożony w spółce, a jednocześnie przez dekady ponosimy koszty rekultywacji składowiska, które idą w setki tysięcy złotych rocznie. Jest to więc rozwiązanie skrajnie dla Gminy Wadowice niekorzystne.
Dlatego zaproponowałem radnym inne rozwiązanie – wycofanie się ze spółki, która nie przynosi nam dochodu, i wykorzystanie majątku mieszkańców na inwestycje, których potrzebujemy. Jest to efekt naszych dyskusji z radnymi z maja. Zleciłem wycenę udziałów i skierowałem do Rady Miejskiej stosowny projekt uchwały. Sprzedając mniejszościowy pakiet w EKO uzyskujemy dwie korzyści – na naszym terenie funkcjonuje nowoczesne składowisko odpadów, które zatrudnia mieszkańców (zatrudnienie wzrosło dwukrotnie!) oraz płaci podatki, a prywatny inwestor z własnych środków realizuje rozbudowę. Jednocześnie uzyskujemy niebagatelne i potrzebne nam pieniądze – 6.5 mln zł. Pieniądze z EKO sfinansują inwestycje drogowe, rekultywację nieczynnego składowiska nad Skawą, stanowić będą nasz wkład w środki unijne.
Pojawiły się wątpliwości, czy sprzedaż udziałów nie będzie oznaczała wzrostu opłat dla mieszkańców za odbiór odpadów. Analizowaliśmy sytuację pod tym kątem i w mojej ocenie nie ma powodów takiej podwyżki zakładać. Nie tylko posiadanie 49% w wysypisku niespecjalnie nas dzisiaj uprzywilejowuje, ale jego posiadanie, wobec niemożliwości rozbudowy i konieczności zamknięcia, nic nam nie da w przyszłości.
Dodam tylko, że spółka od prawie roku starała się o kredyt inwestycyjny, ale nie udało się jej spełnić wymagań stawianych przez banki.
Radni muszą więc rozstrzygnąć, którą opcję wybierają:
1) wkładamy do prywatnej kieszeni 4 mln zł bez nadziei na ich odzyskanie i do tego zadłużamy Gminę,
2) zarabiamy dla budżetu 6.5 mln zł.
Jest jeszcze opcja nie robienia niczego, ale oznacza ona kłopoty spółki i w perspektywie – cokolwiek się stanie (włącznie z zamknięciem składowiska), praktyczny spadek wartości udziałów gminy do ZERA. Oczywiście zamknięcie wysypiska będzie miało również bardziej bezpośredni wpływ na mieszkańców – oznacza bowiem wzrost cen odbioru odpadów, a zatem pewnie i opłaty śmieciowej. Ale tak daleko radni swoją myślą już nie sięgają.
Wybór wydaje się prosty, ale choć w Radzie Miejskiej znajdują się osoby odpowiedzialne, nie brakuje radnych nie tylko nie mających pojęcia o omawianych tu problemach, ale wręcz zainteresowanych torpedowaniem wszystkich inicjatyw rozwojowych. Do tego dochodzi chowanie głowy w piasek w przypadku decyzji, które mogą narazić radnych na krytykę ze strony lokalnych pieniaczy, i mamy gotowy przepis na katastrofę.
Obrady piątkowych komisji przekonały mnie, że żadni sprzeciwiający się sprzedaży udziałów w EKO nie mają żadnego pomysłu co dalej ze spółką. Były wrzaski „muzy opozycji”, mieniący się specjalistą od rynku odpadów poseł Brynkus opowiadający dyrdymały, radny Korzeniowski oskarżający większościowego udziałowca EKO o nieokreślone bliżej oszustwo, czy radny Janas dający popis ignorancji i arogancji w jednym. Mieszanina pewnie i przebojowa, ale w ostatecznym rozrachunku za te cyrkowe występy zapłacą mieszkańcy.
Na marginesie, pojawił się zarzut, że decyzja podejmowana jest w pośpiechu. Tymczasem radni debatują o tym od co najmniej maja (wcześniej sygnalizowany im problem w ogóle ich nie zainteresował) – bez efektów. Jutrzejsze głosowanie może stanowić pierwszy krok do znalezienia rozwiązania problemu spółki, albo kosztować Gminę utratę wartości posiadanych dzisiaj udziałów. Wynik wcale nie jest przesądzony.