Połączone komisje Rady Miejskiej obradowały dzisiaj nad przyszłością spółki Eko, czyli instalacji segregacji odpadów i ich składowiska. Powodów do paniki nie ma, smuci za to (znów) nieodpowiedzialna postawa przewodniczącego Rady Miejskiej. Jak sprawy rzeczywiście się mają?
Na początek trochę historii. Jeszcze do niedawna gminne wysypisko w Choczni było dziurą w ziemi, do której wsypywano wszystko – surowce wtórne, biomasę, a nawet elektronikę. Pod osłoną nocy zakopywano zaś słynne beczki. W dziurze grzebały dzieci i Cyganie z okolicznych bloków socjalnych, stanowiąc obrazek rodem z Trzeciego Świata. Spółka w 100% stanowiła własność Gminy, w jej radzie nadzorczej zasiadali zaufani ludzie Ewy Filipiak (m.in. Bożena Flasz – skarbnik gminy i radna powiatowa PiS). Spółka składowała stosunkowo niewielkie ilości odpadów, niewiele z nich odzyskiwała. Wynik finansowy wahał się w kolejnych latach pomiędzy -230 a 320 tys. zł. Prezes spółki Lesław Makuch (mąż kierowniczki z UM Wadowice) otrzymywał wynagrodzenie około 11 500 zł brutto. Oprócz tego na wysypisku pracę znaleźli jego brat i syn przewodniczącego Rady Miejskiej Józefa Cholewki. Można powiedzieć, że spółka stanowiła polityczną synekurę dla urzędników i ich rodzin.
Jednak wchodząca w życie w 2013 roku reforma śmieciowa zmusiła Gminę Wadowice do zmiany sposobu zarządzania spółką. Wysypisko musiało stworzyć instalację przetwarzania i odzysku odpadów, albo zakończyć działalność. Prezes spółki L. Makuch i reprezentująca gminę Ewa Filipiak nie potrafili wspólnie znaleźć pieniędzy na zorganizowanie instalacji. W spółce i Gminie takich pieniędzy nie było. Została więc tylko prywatyzacja.
Pakiet większościowy 51% za ponad 6 mln zł zakupiła spółka EMPOL z Tylmanowej, która zobowiązała się zorganizować konieczny do funkcjonowania wysypiska RIPOK. Wówczas działania te krytykowałem. Burmistrz Filipiak nie potrafiła i nie chciała uzasadnić swoich posunięć, a inwestor nie pojawiał się na sesji by wyłożyć radnym swoje racje. Panowała budząca podejrzenia zmowa milczenia. Z dzisiejszej perspektywy moja ocenia uległa rewizji.
Bez wątpienia pozostaje ona krytyczna wobec działania władz Gminy – reforma śmieciowa po prostu zaskoczyła rządzących, którym zabrakło kompetencji i wyobraźni. W tej sytuacji prywatyzacja wysypiska była prawdopodobnie najlepszą z możliwych decyzji. Pozyskano bowiem inwestora branżowego, który potrafił prowadzić ten biznes, a do tego dostarcza na wysypisko strumień odpadów.
EMPOL jest dzisiaj w skali regionu potentatem śmieciowym, którego mariaż z Gminą Wadowice oznaczał bardzo korzystne warunki odbioru odpadów dla naszych mieszkańców. Ceną za ten mariaż była utrata faktycznej kontroli nad spółką przez lokalnych polityków… co wyszło spółce na korzyść. Gmina Wadowice posiada obecnie 49% udziałów w EKO i własnego wiceprezesa, ale faktycznie w spółce niewiele może, bowiem pakiet większościowy i moce inwestycyjne posiada partner prywatny. On również zapewnia spółce odpady, a więc pracę.
Po objęciu funkcji burmistrza szybko przystąpiłem do porządkowania sytuacji w spółce. Poczekałem na zakończenie kadencji wiceprezesa Makucha i powołałem na to stanowisko Pawła Kopra, przedsiębiorcę pokrzywdzonego przez poprzednie władze Wadowic (niezgodne z prawem działania urzędników potwierdziły sądy). Zadaniem Pawła było uporządkowanie spraw na wysypisku i organizacja punktu zbiórki odpadów dla mieszkańców. Jednocześnie zredukowałem (jak w pozostałych spółkach gminnych) zarobki zarządu – w tym przypadku o połowę (P. Koper zarabia 3600 zł brutto). Znacząco spadł koszt funkcjonowania rady nadzorczej, w której, aby zaoszczędzić kosztów spółce, sam zasiadam. EKO przestało być polityczną synekurą.
Spółka pod nowym zarządem przygotowała PSZOK, o ponad 100% zwiększyła zatrudnienie i wpływy z przyjmowanych odpadów. Do ziemi nie trafiają już nieprzetworzone odpady, ale oczyszczony osad. Gdyby nie „afera z beczkami”, pozostawiona po poprzednikach i niewypłacalność jednego z kontrahentów spółki (śmieci na Polnej), EKO dzisiaj kończyłoby rok na plusie.
Dla Gminy Wadowice, w tym układzie własnościowym, nigdy nie będzie to jednak dochodowy biznes. Obecnie spółka musi też powiększyć składowisko, o czym Rada Miejska wie od 2014 roku (wynika to z dokumentów pokazanych dzisiaj radym). Władze spółki informowały o tym radnych tej kadencji w czasie obrad Komisji Inicjatyw Gospodarczych w listopadzie 2015 roku. Doniesienia medialne i wypowiedzi przewodniczącego Józefa Cholewki w tym temacie były po prostu nieprawdziwe.
Interesujący jest sam powód, dla którego spółka musi dzisiaj zająć się rozbudową składowiska. Otóż, zakopane beczki z chemikaliami, które wykopuje prokuratura, to nie jedyny „spadek” po poprzednich władzach spółki. Kontrola wykazała, że poprzedni prezes zawyżył pojemność wysypiska – o bagatela 24 000 m3. Kupując udziały EMPOL został więc po raz kolejny wprowadzony w błąd, bowiem nie spodziewał się, że kupuje zapełnioną już niemal kwaterę. Wygląda na to, że prywatnego inwestora, mówiąc kolokwialnie, nabito w butelkę, ale konsekwencje tej operacji spadają teraz na nowe władze spółki i miasta.
Niezbędne stają się szybkie inwestycje w spółce. Od zimy 2015 roku spółka starała się o kredyt bankach obsługujących obu jej właścicieli, ale wobec odmowy jego udzielenia, potrzebne jest wypracowanie innego rozwiązania. Z rozbudową nie można zwlekać, inaczej wysypisko zostanie zamknięte, a to oznacza spore koszty ponoszone przez obu właścicieli przez następne 30 lat.
W mojej ocenie Gmina Wadowice nie powinna być inwestorem instalacji, bowiem mamy pilniejsze potrzeby. Udziałowiec większościowy (EMPOL) jest jednak żywotnie zainteresowany zainwestowaniem w spółkę i dalszym jej funkcjonowaniem. Taka inwestycja wiąże się ze zmniejszeniem udziałów procentowych Gminy, a to wymaga zgody Rady Miejskiej. Najkorzystniejszym rozwiązaniem wydaje się pozbycie reszty udziałów w sprywatyzowanej już przed laty spółce, a uzyskane środki przeznaczenie na potrzebne Gminie inwestycje. Jednocześnie należy zagwarantować sobie przetargiem zachowanie wysokości opłat za odbiór i składowanie odpadów, co nie powinno stanowić problemu.
Podsumowując. Zawaliła ekipa poprzedników (tutaj zaskoczenia nie ma), Rada Miejska miała świadomość konieczności rozbudowy składowiska, spółka starała się o kredyt na sfinansowanie inwestycji, a wobec jego braku główny udziałowiec sonduje zdanie władz Gminy. Gdybyśmy mieli do czynienia z normalnymi miastem, nie widziałbym problemu w dogadaniu się i korzystnym dla obu stron rozstrzygnięciu, które nie narażałoby kapitału Gminy. Nie wiem jednak co postanowią radni, zwłaszcza, że na czele Rady Miejskiej stoi osoba nieodpowiedzialna, która wcześniej na sesjach odgrażała się, że wysypisko zamknie (nowy właściciel EKO zaczął porządki w spółce od zwolnienia syna Cholewki, który pilnował bramy wjazdowej).
Józef Cholewka udostępnił „wybranym” adresowane do radnych pismo udziałowca spółki, zanim w ogóle radni mogli się z nim zapoznać. Owi rozkręcili kolejną sztuczną „aferę” wypisując w internecie banialuki, nie mając przy tym oczywiście pojęcia o sprawach podstawowych. W czasie dzisiejszych obrad znów oglądaliśmy popisy ignorancji, małpich min i dogadywania radnym oraz zaproszonym gościom. Widocznie w Wadowicach o niczym nie da się rozmawiać poważnie i w atmosferze rozsądku.
Szkopuł w tym, że tym razem rzutuje to na ewentualne negocjacje wokół przyszłości majątku nas wszystkich. Piłka po stronie radnych.